Wpisy archiwalne w miesiącu
Październik, 2017
Dystans całkowity: | 1926.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 31 |
Średnio na aktywność: | 62.13 km |
Więcej statystyk |
Wtorek, 31 października 2017
Rowerowy drogowskaz okulistyczny
Dobre rzeczy lubię powielać, więc skoro wczoraj przejechałem 43 km, to dzisiaj również 43.
Na początek taka tam fotka z Marszałkowskiej, bo słońce u nas było, to się pochwalę.
Warszawski socreal © putin
A teraz drogowskaz rowerowy znad Wisły:
Tablica okulistyczna © putin
Drogowskaz jest innowacyjny, gdyż dzięki odpowiednio dobranej wielkości liter pełni podwójną funkcję - może służyć zarówno jako wskazówka dla rowerzystów jak i jako tablica okulistyczna do badania wzroku. Dla pomysłodawcy ogromny szacun i cieszę się, że moje miasto stało się liderem innowacyjności.
I tym optymistycznym akcetem kończę dzisiejszą notkę :)
Na początek taka tam fotka z Marszałkowskiej, bo słońce u nas było, to się pochwalę.
Warszawski socreal © putin
A teraz drogowskaz rowerowy znad Wisły:
Tablica okulistyczna © putin
Drogowskaz jest innowacyjny, gdyż dzięki odpowiednio dobranej wielkości liter pełni podwójną funkcję - może służyć zarówno jako wskazówka dla rowerzystów jak i jako tablica okulistyczna do badania wzroku. Dla pomysłodawcy ogromny szacun i cieszę się, że moje miasto stało się liderem innowacyjności.
I tym optymistycznym akcetem kończę dzisiejszą notkę :)
- DST 43.00km
- Sprzęt Krosidło
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 30 października 2017
Nowe serduszko
Po prawie 4000 km, z czego znaczna część wśród błotnistych wód, to mu się w końcu należało. Mój rower otrzymał nowe serduszko. A konkretnie nowy łańcuch, kasetę i przy okazji klocki hamulcowe, bo te dotychczasowe już bardziej udawały, że hamują.
Teraz już zajeżdżę nowy napęd do oporu, bo za kolejne kilka tys. km (a idzie zima) pewnie i korba będzie do wymiany, więc trzeba ten moment odwlec maksymalnie :) Takie życie.
Dzisiaj znowu "oszukane" kilometry, tym razem 28 km na Kabaty z wiatrem i powrót metrem :) Reszta dokręcona już normalnie, raz z z wiatrem, raz bez.
Jedna fotka z dzisiaj, z Ursynowa:
Ursynowski DDR © putin
Tak, nawet słońce potrafiło wyjść. Normalnie cud.
A wiatr jak napierdalał, tak napierdala nadal. I tym akcentem kończę, bo żadna siłą nie wyciągnie mnie już dziś na rower...
Teraz już zajeżdżę nowy napęd do oporu, bo za kolejne kilka tys. km (a idzie zima) pewnie i korba będzie do wymiany, więc trzeba ten moment odwlec maksymalnie :) Takie życie.
Dzisiaj znowu "oszukane" kilometry, tym razem 28 km na Kabaty z wiatrem i powrót metrem :) Reszta dokręcona już normalnie, raz z z wiatrem, raz bez.
Jedna fotka z dzisiaj, z Ursynowa:
Ursynowski DDR © putin
Tak, nawet słońce potrafiło wyjść. Normalnie cud.
A wiatr jak napierdalał, tak napierdala nadal. I tym akcentem kończę, bo żadna siłą nie wyciągnie mnie już dziś na rower...
- DST 43.00km
Niedziela, 29 października 2017
Jakaś masakra dzisiaj
Jakaś masakra normalnie, pogodowa znaczy się. Pierwsza część dnia to non stop deszcz, więc czas dla rowerowania stracony, w taką pogodę to tylko słynny Robert z Elbląga jest w stanie jeździć :) Potem przestało padać, puściłem się z wiatrem z Bielan aż na Kabaty (nieco naokoło, zahaczając o Bemowo i Wolę), a wróciłem mało ambitnie, bo metrem ;) Pod wieczór jeszcze wypad na zakupy i tak dobiłem do 40 km.
Stało się za to coś, co bardzo długo odwlekałem, ale w końcu musiałem: na mojej łepetynie pierwszy raz od długiego czasu zagościła czapka.
Ogólnie urywało łeb i wszędzie dookoła bryzgała woda. Ej, w takim tempie to szybko ten biedny rower zakatuję...
Fotki z dzisiaj:
1. Rondo Daszyńskiego, widoczek w stronę centrum
2. Smutny DDR na Ursynowie
3. Ursynowski bloczek
Tu się zaczyna centrum Warszawy © putin
Ursynów, DDR © putin
Ursynów, bloczek © putin
Za dużo nie wykręciłem, ale grunt, że w ogóle pojeździłem. W końcu to Bajkstats, więc trzeba jeździć, nie ma lipy, nie ma opierdalania się! :)
A jutro ma piździć jeszcze mocniej, ale chociaż nie padać. Coś za coś...
Stało się za to coś, co bardzo długo odwlekałem, ale w końcu musiałem: na mojej łepetynie pierwszy raz od długiego czasu zagościła czapka.
Ogólnie urywało łeb i wszędzie dookoła bryzgała woda. Ej, w takim tempie to szybko ten biedny rower zakatuję...
Fotki z dzisiaj:
1. Rondo Daszyńskiego, widoczek w stronę centrum
2. Smutny DDR na Ursynowie
3. Ursynowski bloczek
Tu się zaczyna centrum Warszawy © putin
Ursynów, DDR © putin
Ursynów, bloczek © putin
Za dużo nie wykręciłem, ale grunt, że w ogóle pojeździłem. W końcu to Bajkstats, więc trzeba jeździć, nie ma lipy, nie ma opierdalania się! :)
A jutro ma piździć jeszcze mocniej, ale chociaż nie padać. Coś za coś...
- DST 40.00km
- Sprzęt Krosidło
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 28 października 2017
Czarnuchy grają z żydami, a ja łapię gumę
Dzisiaj w zasadzie wszystkie kilometry zrobiłem przy siąpiącym deszczu. Nie lejącym, nie napierdalającym jak ruska artyleria w niemieckie bunkry, lecz właśnie siąpiącym.
Początek dnia to przejażdżka po mojej dzielnicy, co postanowiłem uwiecznić na zdjęciach:
Osiedle Chomiczówka © putin
Osiedle Wrzeciono © putin
Nie musicie mówić, że się podoba, bo i tak wiem :)
Na drugim zdjęciu osiedle Wrzeciono, o którym do dziś krążą różne mroczne legendy - że jest tam niebezpiecznie, że można dostać w michę lub stracić portfel i takie tam. Cóż, niebezpiecznie to tam było, ale 20 lat temu, później alkohol i narkotyki zrobiły swoje i miejscowa bandyterka straciła siłę rażenia. Obecnie jest tam zupełnie OK - mieszkam tuż obok, to wiem.
A wracając do rowerowania... Ruszyłem ponownie w drogię i cóż, oto dwie fotki oddające klimat dzisiejszego dnia - ulica Popiełuszki (dawniej i do dziś w naszych sercach Stołeczna) i Aleja JP2 (dawniej Marchlewskiego):
Stołeczna (Popiełuszki) © putin
Aleja JP2 © putin
Rozpisywanie się na temat pogody mogę zatem sobie odpuścić, albowiem zdjęcia mówią wszystko (powyższe napisałem tylko dlatego, że bardzo lubię słowo "albowiem" i staram się go jak najczęściej używać, kreując ku temu różne okazje).
Ładne bloki, co nie?
A później puściłem się na prawy brzeg Wisły. Jeśli ktoś lubi brzydkie miejsca i wałęsających się po ulicach pijaków i inne ofiary socjalne, to polecam wypad na daleki Grochów, konkretnie tereny między Grochowską i Łukowską. Sorry, taki mamy klimat :P
Grochów © putin
Dojeżdżam na Gocławek i jechałbym sobie dalej, ale złapałem gumę w przednim kole. Szybka ewakuacja pociągiem na Powiśle, serwis i znów można jeździć. Ale dalej było już bez historii, jedynie zmokłem, bo się mocniej rozpadało, podjechałem też z ciekawości pod stadion przy ulicy Konfidenckiej (czy tam Konwiktorskiej), gdzie czarnuchy (tj. Polonia) grały z żydami (tj. z Widzewem). Daleki jestem od kibicowania jednym i drugim, więc tyko sobie zerknąłem na zmokniętych odmieńców wchodzących na kurnik (słowo "stadion" byłoby zbyt daleko idące) i tłumy policji i pojechałem sobie dalej.
Wieczorem coś tam dokręcam, wpadając z wizytą do starszych. Kilometraż jak na pogodę wyszedł OK.
Początek dnia to przejażdżka po mojej dzielnicy, co postanowiłem uwiecznić na zdjęciach:
Osiedle Chomiczówka © putin
Osiedle Wrzeciono © putin
Nie musicie mówić, że się podoba, bo i tak wiem :)
Na drugim zdjęciu osiedle Wrzeciono, o którym do dziś krążą różne mroczne legendy - że jest tam niebezpiecznie, że można dostać w michę lub stracić portfel i takie tam. Cóż, niebezpiecznie to tam było, ale 20 lat temu, później alkohol i narkotyki zrobiły swoje i miejscowa bandyterka straciła siłę rażenia. Obecnie jest tam zupełnie OK - mieszkam tuż obok, to wiem.
A wracając do rowerowania... Ruszyłem ponownie w drogię i cóż, oto dwie fotki oddające klimat dzisiejszego dnia - ulica Popiełuszki (dawniej i do dziś w naszych sercach Stołeczna) i Aleja JP2 (dawniej Marchlewskiego):
Stołeczna (Popiełuszki) © putin
Aleja JP2 © putin
Rozpisywanie się na temat pogody mogę zatem sobie odpuścić, albowiem zdjęcia mówią wszystko (powyższe napisałem tylko dlatego, że bardzo lubię słowo "albowiem" i staram się go jak najczęściej używać, kreując ku temu różne okazje).
Ładne bloki, co nie?
A później puściłem się na prawy brzeg Wisły. Jeśli ktoś lubi brzydkie miejsca i wałęsających się po ulicach pijaków i inne ofiary socjalne, to polecam wypad na daleki Grochów, konkretnie tereny między Grochowską i Łukowską. Sorry, taki mamy klimat :P
Grochów © putin
Dojeżdżam na Gocławek i jechałbym sobie dalej, ale złapałem gumę w przednim kole. Szybka ewakuacja pociągiem na Powiśle, serwis i znów można jeździć. Ale dalej było już bez historii, jedynie zmokłem, bo się mocniej rozpadało, podjechałem też z ciekawości pod stadion przy ulicy Konfidenckiej (czy tam Konwiktorskiej), gdzie czarnuchy (tj. Polonia) grały z żydami (tj. z Widzewem). Daleki jestem od kibicowania jednym i drugim, więc tyko sobie zerknąłem na zmokniętych odmieńców wchodzących na kurnik (słowo "stadion" byłoby zbyt daleko idące) i tłumy policji i pojechałem sobie dalej.
Wieczorem coś tam dokręcam, wpadając z wizytą do starszych. Kilometraż jak na pogodę wyszedł OK.
- DST 65.00km
- Sprzęt Krosidło
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 27 października 2017
Deszczberg, Wichurson, Piździnen i Poligonow
I oto do Warszawy nadciągnęli Trzej Królowie z groźnej Północy - Olaf 6. Deszczberg z zimnej Norwegii, Gustaw Ibrahim 3. Wichurson z muzułmańskiej Szwecji oraz Juha 5. Piździnen ze śnieżnej Finlandii. Przybysze szybko opanowali miasto, zaprowadzając swoje bezwzględne rządy i nawet nasz ukochany Naczelnik Państwa Prezes Jarosław Kaczyński nie był w stanie im się przeciwstawić.
Nawiasem mówiąc, uwielbiam słowo "bezwzględny", ta zbitka "zwzgl" jest zajebista - gdybym był policjantem i miał zatrzymanych cudzoziemców na dołku, to z przyjemnością znęcałbym się nad nimi, każąc im wymawiać to słowo i polewając wodą za niepoprawną wymowę. Jestem dobrym chłopakiem, tylko mam dziwne pomysły :P
A wracając do Wichursona i Piździnena... Na początku nic nie zapowiadało tragedii, nawet słońce potrafiło wyjść:
Praga Północ - bloki © putin
Praga Północ - socreal © putin
Potem już różnie. Po drodze osiedle Gocław i ulica Poligonowa. Ulica wciąż czeka na dekomunizację, jej patronem jest sowiecki generał Giennadij Iwanowicz Poligonow. Scenka typowa dla Warszawy - mała stara chacina, a za plecami czai się blokowy stwór.
Ulica Poligonowa © putin
A tu dla odmiany jezioro zwane przez tubylców Balaton :) A w tle coś, co kocham...
Balaton © putin
A tu już peryferyjna dzielnica Wawer i ulice stworzone do jazdy rowerem:
Wawer 1 © putin
Wawer 2 © putin
Na drugim zdjęciu widać, że z pogodą zaczęło dziać się coś niedobrego...
Ale wracając do tych uliczek... Padło tu kiedyś w blogowych komentarzach pytanie, jak to jest kręcić kilometry po Warszawie i czy nie przeszkadza sygnalizacja świetlna, samochody itp. Cóż, jeśli wbijemy się do centrum, to faktycznie jest dramat, ale jeśli dobrze znamy miasto, to można dobrać trasy przez dzielnice peryferyjne, wykorzystując coraz lepsze DDR-y, lokalne uliczki (sieć asfaltowych ulic jest naprawdę gęsta), skróty przez parki, przejazdy rowerowe pod arteriami itd. I wtedy upierdliwość świateł jest minimalna, bo niespecjalnie często na nie trafiamy, a i spalinersi i tuptusie przestają być jakimś dużym problemem.
Skończyłem kręcić w dobrym momencie, bo potem zaczał się ten cały pogodowy szajs. To znaczy zmokłem i zmarzłem jak najbardziej, ale naprawdę mogło być dzisiaj gorzej, a najgorszą ulewę przeczekałem w pociągu wiozącym mnie z Falenicy (takie warszawskie totalne zadupie, ale całkiem przyjemne) do centrum.
Później jeszcze coś tam pokręciłem, wbijając się w lukę między opadami i wyszedł dobry kilometraż. Ale weekend podobno ma być skopany na maksa...
Nawiasem mówiąc, uwielbiam słowo "bezwzględny", ta zbitka "zwzgl" jest zajebista - gdybym był policjantem i miał zatrzymanych cudzoziemców na dołku, to z przyjemnością znęcałbym się nad nimi, każąc im wymawiać to słowo i polewając wodą za niepoprawną wymowę. Jestem dobrym chłopakiem, tylko mam dziwne pomysły :P
A wracając do Wichursona i Piździnena... Na początku nic nie zapowiadało tragedii, nawet słońce potrafiło wyjść:
Praga Północ - bloki © putin
Praga Północ - socreal © putin
Potem już różnie. Po drodze osiedle Gocław i ulica Poligonowa. Ulica wciąż czeka na dekomunizację, jej patronem jest sowiecki generał Giennadij Iwanowicz Poligonow. Scenka typowa dla Warszawy - mała stara chacina, a za plecami czai się blokowy stwór.
Ulica Poligonowa © putin
A tu dla odmiany jezioro zwane przez tubylców Balaton :) A w tle coś, co kocham...
Balaton © putin
A tu już peryferyjna dzielnica Wawer i ulice stworzone do jazdy rowerem:
Wawer 1 © putin
Wawer 2 © putin
Na drugim zdjęciu widać, że z pogodą zaczęło dziać się coś niedobrego...
Ale wracając do tych uliczek... Padło tu kiedyś w blogowych komentarzach pytanie, jak to jest kręcić kilometry po Warszawie i czy nie przeszkadza sygnalizacja świetlna, samochody itp. Cóż, jeśli wbijemy się do centrum, to faktycznie jest dramat, ale jeśli dobrze znamy miasto, to można dobrać trasy przez dzielnice peryferyjne, wykorzystując coraz lepsze DDR-y, lokalne uliczki (sieć asfaltowych ulic jest naprawdę gęsta), skróty przez parki, przejazdy rowerowe pod arteriami itd. I wtedy upierdliwość świateł jest minimalna, bo niespecjalnie często na nie trafiamy, a i spalinersi i tuptusie przestają być jakimś dużym problemem.
Skończyłem kręcić w dobrym momencie, bo potem zaczał się ten cały pogodowy szajs. To znaczy zmokłem i zmarzłem jak najbardziej, ale naprawdę mogło być dzisiaj gorzej, a najgorszą ulewę przeczekałem w pociągu wiozącym mnie z Falenicy (takie warszawskie totalne zadupie, ale całkiem przyjemne) do centrum.
Później jeszcze coś tam pokręciłem, wbijając się w lukę między opadami i wyszedł dobry kilometraż. Ale weekend podobno ma być skopany na maksa...
- DST 71.00km
- Sprzęt Krosidło
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 26 października 2017
Kompost, benzyna i spalona folia
Dzisiejszy wpis będzie o smrodzie.
Część z was zastanawia się pewnie, czemu rzadko wypuszczam się rowerem poza Warszawę (nie licząc oczywiście dalszych wypraw typu zaliczanie gmin). No to wyjaśniam. Z domu na Bielanach mogę jechać na 4 strony świata:
1. Na Żoliborz i dalej do centrum - szerokim wygodnym DDR-em lub niezbyt upierdliwymi ulicami
2. Na Bemowo - szerokim wygodnym DDR-em
3. Na Tarchomin - szerokim wygodnym DDR-em
4. Poza Warszawę (do granicy miasta mam od siebie jakieś 4 km) - wąskimi ulicami o ogromnym natężeniu ruchu lub leśnymi drogami (piach i błoto)
A jeśli jednak się uprę i pojadę w stronę granic miasta wąskimi drogami wśród autobusów i ciężarówek (w tym cystern paliwowych i śmieciarek), to mogę z bliska podziwiać wysypisko śmieci, przepompownię paliw, słupy wysokiego napięcia i tereny przemysłowe. A, jeszcze największy w Warszawie cmentarz. Na terenie wysypiska działa kompostownia, roztaczając na całą okolicę charakterystyczny fetor. W pobliżu przepompowni paliw zapach kompostu miesza się z zapachem benzyny, tworząc niezwykle wyrafinowaną mieszankę. A widoki takie:
Romantyczne obrzeża Warszawy © putin
No to chyba się nie dziwicie, że nie chcę tam jeździć?
W pobliskim miasteczku Łomianki oczywiście też brzydko, za to ciekawostka nazewnicza:
Łomianki © putin
Ale krajobrazowo oczywiście chujówka. Ogólnie te podwarszawskie miejscowości są w większości brzydkie, bezkształtne, rozjechane przez samochody. Ciekawa jest struktura zaludnienia - oprócz podmiejskich osiedli zasiedlonych przez napływ z Warszawy (ewentualnie spod Lublina i Kielc) i trafiającycych się gdzie niegdzie rezydencji bogaczy są też liczne bieda-domy zamieszkałe przez zasiedziałych autochtonów. A w bieda-domach pali się często najgorszym syfem, dzisiaj na przykład powdychałem sobie słodkawego dymu, jakaś spalona folia, guma, styropian, no taka sytuacja. Aż mi się niedobrze zrobiło, chociaż przesadnie wrażliwy nie jestem.
Za to ucieczka z Łomianek do Warszawy całkiem przyjemna, przez las i nawet nie za dużo błota:
Las na Młocinach © putin
Podziwiając zapachy sfermentowanego kompostu, benzyny wysokooktanowej i spalonej folii stwierdziłem, że jednak w Warszawie nie jest źle.
Czy to znaczy, że pod Warszawą nie da sie jeździć? Oczywiście, że się da - niestety niekoniecznie w moich okolicach. Chyba, że ktoś uwielbia jeździć po lesie, niedaleko jest Puszcza Kampinoska, ja tam wolę asfalty.
No cóż, jutro znowu pojeżdżę wśród warszawskich bloków :)
I tak połowę dzisiejszego przebiegu zrobiłem w Wawie, więcej bym poza Wawą nie wytrzymał...
Część z was zastanawia się pewnie, czemu rzadko wypuszczam się rowerem poza Warszawę (nie licząc oczywiście dalszych wypraw typu zaliczanie gmin). No to wyjaśniam. Z domu na Bielanach mogę jechać na 4 strony świata:
1. Na Żoliborz i dalej do centrum - szerokim wygodnym DDR-em lub niezbyt upierdliwymi ulicami
2. Na Bemowo - szerokim wygodnym DDR-em
3. Na Tarchomin - szerokim wygodnym DDR-em
4. Poza Warszawę (do granicy miasta mam od siebie jakieś 4 km) - wąskimi ulicami o ogromnym natężeniu ruchu lub leśnymi drogami (piach i błoto)
A jeśli jednak się uprę i pojadę w stronę granic miasta wąskimi drogami wśród autobusów i ciężarówek (w tym cystern paliwowych i śmieciarek), to mogę z bliska podziwiać wysypisko śmieci, przepompownię paliw, słupy wysokiego napięcia i tereny przemysłowe. A, jeszcze największy w Warszawie cmentarz. Na terenie wysypiska działa kompostownia, roztaczając na całą okolicę charakterystyczny fetor. W pobliżu przepompowni paliw zapach kompostu miesza się z zapachem benzyny, tworząc niezwykle wyrafinowaną mieszankę. A widoki takie:
Romantyczne obrzeża Warszawy © putin
No to chyba się nie dziwicie, że nie chcę tam jeździć?
W pobliskim miasteczku Łomianki oczywiście też brzydko, za to ciekawostka nazewnicza:
Łomianki © putin
Ale krajobrazowo oczywiście chujówka. Ogólnie te podwarszawskie miejscowości są w większości brzydkie, bezkształtne, rozjechane przez samochody. Ciekawa jest struktura zaludnienia - oprócz podmiejskich osiedli zasiedlonych przez napływ z Warszawy (ewentualnie spod Lublina i Kielc) i trafiającycych się gdzie niegdzie rezydencji bogaczy są też liczne bieda-domy zamieszkałe przez zasiedziałych autochtonów. A w bieda-domach pali się często najgorszym syfem, dzisiaj na przykład powdychałem sobie słodkawego dymu, jakaś spalona folia, guma, styropian, no taka sytuacja. Aż mi się niedobrze zrobiło, chociaż przesadnie wrażliwy nie jestem.
Za to ucieczka z Łomianek do Warszawy całkiem przyjemna, przez las i nawet nie za dużo błota:
Las na Młocinach © putin
Podziwiając zapachy sfermentowanego kompostu, benzyny wysokooktanowej i spalonej folii stwierdziłem, że jednak w Warszawie nie jest źle.
Czy to znaczy, że pod Warszawą nie da sie jeździć? Oczywiście, że się da - niestety niekoniecznie w moich okolicach. Chyba, że ktoś uwielbia jeździć po lesie, niedaleko jest Puszcza Kampinoska, ja tam wolę asfalty.
No cóż, jutro znowu pojeżdżę wśród warszawskich bloków :)
I tak połowę dzisiejszego przebiegu zrobiłem w Wawie, więcej bym poza Wawą nie wytrzymał...
- DST 50.00km
- Sprzęt Krosidło
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 25 października 2017
Chyba przerzucę się na pejczykowanie
Dzień totalnie dziwny. W ciągu dnia temperatura 7 stopni, zmokłem, zmarzłem (bo po co założyć czapkę, skoro można bez czapki?), ogólnie chujnia, wydusiłem nieco ponad 30 km i na tym bym poprzestał. A wieczorem nie dość, że przestało padać, to jeszcze temperatura ni z gruchy ni z pietruchy wzrosła sobie nagle do 12 stopni. Grzechem było nie dokręcić. Ogólnie rowerzystów na mieście mało, pogoda dla masochistów i zapaleńców. Zimno jest OK, można się cieplej ubrać i tyle (chyba czas w końcu poszukać tej cholernej czapki), ale jak wciąż będzie lało z nieba, to chyba porzucę masochizm rowerowy i przerzucę się na pejczykowanie :P
A teraz fotki oddające piękno dnia dzisiejszego:
1. Plac Łilsona (koniecznie przez "ł"!)
2. Bloczki i biurowce koło Dworca Gdańskiego - kiedyś była tu zajezdnia autobusowa
3. Uniwerek
Plac Łilsona © putin
Koło Dworca Gdańskiego © putin
Uniwerek © putin
Uniwerek ukończyłem osobiście, ale z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że ważniejsze od edukacji są spryt, agresja i siła mięśni, edukacja jest przereklamowana. I tym pesymistycznym akcentem kończę. A wiecie, że kiedyś byłem inteligentem i czytałem książki? Serio ;)
A teraz fotki oddające piękno dnia dzisiejszego:
1. Plac Łilsona (koniecznie przez "ł"!)
2. Bloczki i biurowce koło Dworca Gdańskiego - kiedyś była tu zajezdnia autobusowa
3. Uniwerek
Plac Łilsona © putin
Koło Dworca Gdańskiego © putin
Uniwerek © putin
Uniwerek ukończyłem osobiście, ale z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że ważniejsze od edukacji są spryt, agresja i siła mięśni, edukacja jest przereklamowana. I tym pesymistycznym akcentem kończę. A wiecie, że kiedyś byłem inteligentem i czytałem książki? Serio ;)
- DST 50.00km
- Sprzęt Krosidło
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 24 października 2017
Wtorek - dzień przypomnień
Przyszedł dzień przypomnień. Przypomniałem sobie, że istnieje coś takiego, jak ciepły płaszcz. Przypomniałem sobie, że trzeba będzie niedługo przeprosić się z czapką i rękawiczkami. Przypomniałem sobie, że ciepła kawa może smakować lepiej, niż zimne piwo. Ot taki dzień.
Kilometry za dnia przejechane siłą woli. Kilometry po zmroku przejechane z przyjemnością, bo gdy nastaną ciemności, nie widać szarugi, a światła miasta są bardzo przyjemne, przynajmniej dla mnie.
A, oczywiście bloki:
Bloki na Bemowie © putin
I tych powinno być jak najwięcej. Rośnij nam w górę Warszawo, prężna azjatycka metropolio! :P
Kilometry za dnia przejechane siłą woli. Kilometry po zmroku przejechane z przyjemnością, bo gdy nastaną ciemności, nie widać szarugi, a światła miasta są bardzo przyjemne, przynajmniej dla mnie.
A, oczywiście bloki:
Bloki na Bemowie © putin
I tych powinno być jak najwięcej. Rośnij nam w górę Warszawo, prężna azjatycka metropolio! :P
- DST 61.00km
- Sprzęt Krosidło
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 23 października 2017
Piękny nastrojowy dzień
Aby zacząć z wysokiego "c", wrzucę fotkę oddającą wspaniały nastrój dzisiejszego dnia:
Saska Kępa, bloki © putin
W tych to niezwykłych okolicznościach przyrody ukręciłem 52 km, zaspokajając swoje masochistyczne skłonności - jedni lubią kajdanki i pejczykowanie, a inni jeżdżą jesienią rowerem ;)
Napisałbym jeszcze coś, ale mi się nie chce :P
Saska Kępa, bloki © putin
W tych to niezwykłych okolicznościach przyrody ukręciłem 52 km, zaspokajając swoje masochistyczne skłonności - jedni lubią kajdanki i pejczykowanie, a inni jeżdżą jesienią rowerem ;)
Napisałbym jeszcze coś, ale mi się nie chce :P
- DST 52.00km
- Sprzęt Krosidło
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 22 października 2017
Wyrwałem się z Warszawy! :)
Stał się cud, zamiast nabijać kilometry po Wawie wśród bloków, wyrwałem się z miasta :) Jak do tego doszło, nie wiem... Samo jakoś tak wyszło.
Najpierw ruszyłam dziarsko przez Most Północny na Tarchomin i Nowodwory (czyli piękne i rozległe blokowisko), kontemplując śliczne krajobrazy:
Tarchomin, blok © putin
Stoją bloczki kolorowe © putin
Niestety wszystko, co piękne, kiedyś się kończy. Tak więc skończyły się bloki, z czasem skończyła się też Warszawa.
Warszawa się kończy © putin
Tuż za granicami miasta trafiam na uroczą stację transformatorową ubogaconą akcentem kibicowskim na cześć naszej ukochanej drużyny, więc aż korciło, żeby sfocić.
Legia rządzi © putin
Dalej jadę na Nowy Dwór Mazowiecki, który jest tak brzydki i siermiężny, że zrobiłem tylko jedno zdjęcie - gdybym pokazał większą ilość zdjęć stamtąd, byłoby to znęcanie się, a nic mi złego nie zrobiliście, więc nie widzę powodu, aby się nad wami znęcać.
Nowy Dwór Mazowiecki © putin
Ten widoczek i tak jest mało tragiczny, są znacznie gorsze.
Z Nowego Dworu jadę najpierw na Pomiechówek (tam przerwa na obiad i browara), a potem ląduję w okolicach Nasielska. Po drodze jeszcze szeroko rozlana Narew...
Narew © putin
...oraz niezwykle interesujący przystanek PKS ;)
Przepiękny przystanek © putin
Ze stacji Studzianki Nowe (kolejowi puryści oczywiście zaraz poprawią, że to nie stacja, tylko przystanek kolejowy) wracam pociągiem do Warszawy, jadąc na gapę, bo nie znalazł się nikt, kto byłby skłonny sprzedać mi bilet.
W samej Warszawie nabijam jeszcze sporo kilometrów i myślałem nawet o tym, żeby zrobić stówcynę, ale jakoś mi się nie chciało, pogoda nie nastrajała.
Dzień ogólnie OK, poza Warszawą też istnieje jakieś życie ;) Tylko bloków stanowczo za mało :P
Najpierw ruszyłam dziarsko przez Most Północny na Tarchomin i Nowodwory (czyli piękne i rozległe blokowisko), kontemplując śliczne krajobrazy:
Tarchomin, blok © putin
Stoją bloczki kolorowe © putin
Niestety wszystko, co piękne, kiedyś się kończy. Tak więc skończyły się bloki, z czasem skończyła się też Warszawa.
Warszawa się kończy © putin
Tuż za granicami miasta trafiam na uroczą stację transformatorową ubogaconą akcentem kibicowskim na cześć naszej ukochanej drużyny, więc aż korciło, żeby sfocić.
Legia rządzi © putin
Dalej jadę na Nowy Dwór Mazowiecki, który jest tak brzydki i siermiężny, że zrobiłem tylko jedno zdjęcie - gdybym pokazał większą ilość zdjęć stamtąd, byłoby to znęcanie się, a nic mi złego nie zrobiliście, więc nie widzę powodu, aby się nad wami znęcać.
Nowy Dwór Mazowiecki © putin
Ten widoczek i tak jest mało tragiczny, są znacznie gorsze.
Z Nowego Dworu jadę najpierw na Pomiechówek (tam przerwa na obiad i browara), a potem ląduję w okolicach Nasielska. Po drodze jeszcze szeroko rozlana Narew...
Narew © putin
...oraz niezwykle interesujący przystanek PKS ;)
Przepiękny przystanek © putin
Ze stacji Studzianki Nowe (kolejowi puryści oczywiście zaraz poprawią, że to nie stacja, tylko przystanek kolejowy) wracam pociągiem do Warszawy, jadąc na gapę, bo nie znalazł się nikt, kto byłby skłonny sprzedać mi bilet.
W samej Warszawie nabijam jeszcze sporo kilometrów i myślałem nawet o tym, żeby zrobić stówcynę, ale jakoś mi się nie chciało, pogoda nie nastrajała.
Dzień ogólnie OK, poza Warszawą też istnieje jakieś życie ;) Tylko bloków stanowczo za mało :P
- DST 86.00km
- Sprzęt Krosidło
- Aktywność Jazda na rowerze